Wypalenia zawodowego raczej nie trzeba przedstawiać. Możemy je poznać po tym, że lekcje zaczynają nas męczyć, a studenci drażnić. Niedzielny wieczór uruchamia w naszym ciele różne reakcje związane ze stresem i bezskutecznie próbujemy odsunąć od siebie myśl o nadchodzącym poniedziałku. Brakuje pomysłów na zajęcia i – co znacznie gorsze! – gubimy radość w tym, co robimy. Małe przyjemności, którymi próbujemy sobie poprawić humor, działają tylko na chwilę, ale nie likwidują przyczyny naszego kiepskiego samopoczucia. Jak na nowo rozpalić tę małą iskrę, która wznieci płomień? Przeczytajcie poniżej!
-
Uśmiechajmy się!
– mimo że ta rada brzmi banalnie, uśmiech w pewnym sensie oszukuje nasz mózg, który zaczyna wierzyć, że czujemy się w porządku. W pewnym sensie „zmuszając się” do uśmiechu, zaczynamy faktycznie odczuwać radość, a to powoduje, że uśmiechamy się jeszcze częściej! Ba, uśmiechać zaczynają się również nasi uczniowie, co znowu działa na nas pozytywnie. Ta zależność nosi nazwę „dodatniego sprzężenia zwrotnego” i jest pierwszym (i do tego bardzo prostym) krokiem do poprawy naszego nastawienia do pracy.
-
Metoda małych kroków
– wybierzmy jedną rzecz, którą chcielibyśmy zmienić na naszych zajęciach i skupmy się tylko na niej. Czy przeszkadza nam to, że nasze lekcje są do siebie podobne? Czy frustruje nas, że uczniowie mówią tylko w swoim języku? A może nie widzimy, żeby nasza praca przynosiła efekty? Zabierajmy się za poprawki etapami i wyznaczajmy bliskie, łatwe do zrealizowania cele. To samo podejście stosujmy również w stosunku do naszych uczniów. Żeby im nauka dawała satysfakcję, pokazujmy im kolejne przystanki na drodze, do których muszą dotrzeć. I, co bardzo ważne, wspólnie świętujmy sukcesy w przechodzeniu na kolejne etapy wtajemniczenia!
-
Wstańmy zza biurka!
– powodów, by to zrobić, jest co najmniej trzy. Po pierwsze, stojący nauczyciel wydaje się uczniom „większy” i poważniejszy – tak prosta rzecz dodaje nam więc autorytetu. Po drugie, ruszająca się postać sprawia, że wodzimy za nią wzrokiem i przez to łatwiej nam się skoncentrować na informacjach, które próbuje nam przekazać. Po trzecie, fizyczne zmęczenie niweluje stres i wpływa dobroczynnie na naszą zszarganą nauczycielską psychikę.
-
Przełamujmy schematy
– jeśli zawsze zaczynamy lekcję od sprawdzenia pracy domowej, następnym razem o niej zapomnijmy. Jeśli uczniowie zwykle pracują z kolegą z ławki, pozwólmy im samodzielnie dobrać się w pary (lub poprośmy o odnalezienie partnera, czyli osoby, która posiada podobny kolor swetra, drugą część przeciętego na pół zdania, spinacza o identycznym kształcie itd.). Zróbmy coś, czego zwykle nie robimy! W ten sposób my nie będziemy się nudzić, a motywacja uczniów znacznie wzrośnie. (Po inspirację do zmian odsyłam do innych tekstów na tym blogu, o, na przykład do tego).
-
Kreatywność
– żeby praca sprawiała nam radość, wymyślajmy własne ćwiczenia, piszmy teksty, twórzmy materiały, a potem testujmy je na uczniach. Bycie kreatywnym sprawi, że unikniemy nudy, bo nawet powtarzany po raz setny temat będzie zawierał element nowości. Możliwość wymyślania nowych rzeczy to ogromna wartość w pracy nauczyciela! Mimo że wymaga wysiłku i często mamy poczucie, że już nic nowego nie przyjdzie nam do głowy, starajmy się jak najczęściej z niej korzystać, bo opłaci się to i nam, i naszym uczniom.
-
Gry na lekcjach
– żeby wytworzyć atmosferę, która będzie sprzyjała procesowi uczenia się, a nam pozwoli z radością zaczynać kolejne zajęcia, wprowadźmy na nie quizy, planszówki, domino, memory, gry karciane, teleturnieje lub inne zadania aktywizujące i zaskakujące uczniów. Wesoła atmosfera i zaraźliwy śmiech jest tym, czego potrzebujemy, żeby chciało nam się przychodzić do pracy w poniedziałkowy poranek. Jeśli potrzebujecie inspiracji do wprowadzania na zajęcia ćwiczeń aktywizujących, mnóstwo pomysłów znajdziecie w „Grach i zabawach” wydanych w serii „Polski krok po kroku”.
-
Stresujmy uczniów (delikatnie)…
– nie, nie chodzi o bycie surowym nauczycielem, który sieje postrach wśród kursantów. Chodzi o to, by stawiać przed nimi zadania, które wykraczają nieco poza ich obecny poziom językowy, czasami zmuszają do wyjścia poza strefę komfortu, ale przez to mobilizują do działania. Dzięki temu zyskujemy zmotywowanych studentów, a to sprawia, że sami zaczynamy czuć większą satysfakcję z pracy, bo widzimy jej efekty!
-
…a potem pomagajmy!
– podawajmy uczniom pomocną dłoń. Pozwalajmy na popełnianie błędów i pod żadnym pozorem nie karzmy za nie naszych kursantów. Pokazujmy wartość pomyłek i bądźmy dla nich wzorem życzliwości. To zbuduje atmosferę zaufania i otworzy uczniów na eksperymenty w języku. I – co równie ważne – bądźmy dobrzy dla siebie! Wybaczajmy sobie błędy, słabsze dni, spadek formy intelektualnej i brak pomysłów. To zdarza się absolutnie każdemu i jest naturalne. Nie musimy być doskonali, wystarczy, że jesteśmy wystarczająco dobrzy.
-
Pracujmy z pasją
– a jeśli właśnie teraz szczególnie doskwiera nam jej brak, zagrajmy ją! Poudawajmy trochę, że cieszy nas to, co robimy, a nasz mózg zacznie w to wierzyć. Zainspirujmy uczniów swoją zaangażowaną postawą. Jest duża szansa, że w krótkim czasie znów polecą iskry, a w naszych nauczycielskich sercach na nowo zapłonie ogień, czego nam wszystkim życzę!
Powyższy tekst jest luźnym streszczeniem wykładu doktora Wojciecha Glaca, którego miałam przyjemność wysłuchać podczas konferencji metodycznej w Warszawie.
Autor: Paulina Kuc
Dodaj komentarz:
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.